O spokojnym, cierpliwym strumieniu i rwącej rzece, czyli o tym, kto odchodzi wcześniej

  • by

Od lat media straszą nas miażdżycą. Każdy coś o niej słyszał, każdy coś o niej wie. Od dawien dawna krąży trochę niekoniecznie aktualnych informacji, trochę mitów. Ot standard. Młodzi myślą, że dotyczy głównie ich dziadków, a dziadkowie, że taka już kolej rzeczy. Wiadomo, że konsekwencją zaawansowanej arteriosklerozy są kolejne problemy zdrowotne. Dlatego w codzienność wpisane są badania, z roku na rok coraz większa, przysłowiowa już  (jak to w chorobach przewlekłych) reklamówka leków i żadnych zmian na lepsze. To też swego rodzaju norma.

Od zawsze w powiązaniu z tym schorzeniem mówiło się o zawałach. Ale czy aby na pewno dotyczą one tylko osób z naczyniami wypełnionymi miażdżycorodnym szlamem? Czy przypadkiem nie częściej słyszymy: „Jak to możliwe? Przecież on nigdy nie chorował!”

Wobec tego jak dochodzi do zbyt często dramatycznych finałów tego typu incydentów?

Prawdą jest, że jedną z przyczyn zawału jest blaszka miażdżycowa. To taka tłusto-galaretowata warstwa nie tylko lipidów (cholesterol wcale nie jest jej główną składową), ale i białek, komórek układu odpornościowego a także innych składników zbierających się na wewnętrznej błonie naczyń wieńcowych. Okazuje się jednak, że jeśli złogi miażdżycowe odkładają się całe dziesięciolecia, przepływ krwi ma możliwość dostosowania się do powoli zmieniającej się sytuacji.

Chyba najłatwiej wyobrazić sobie to na przykładzie rzeki. Załóżmy, że uparliśmy się, by przepływającej w pobliżu naszego domu rzeczce, zwężać koryto. Konsekwentnie, dzień po dniu, poprzez dokładanie kamieni po obu jej brzegach. Co wówczas zrobi woda? Przestanie płynąć? Nie! W odpowiedzi, zarówno pod kamieniami jak i pomiędzy nimi, zacznie drążyć mikrotunele, przez które z oporem wprawdzie, ale przedostanie się i powoli bo powoli, to jednak pomknie dalej.

Te przesmyki cierpliwie żłobione przez wodę można porównać do wytworzenia u osób cierpiących z powodu miażdżycy krążenia tzw. pobocznego. Chorzy mają wprawdzie problemy z oddychaniem, szybko się męczą, niedomagają, ale … żyją.

W takim razie, jak dochodzi do zawału?

Okazuje się, że znacznie bardziej niebezpieczna w tym względzie może być sytuacja, kiedy blaszka miażdżycowa zamknęła naczynie nie w 90%-ach a …zaledwie mniej niż pięćdziesięciu!

Dlaczego?

W baaaaardzo dużym uproszczeniu można wytłumaczyć to tak:

Jeżeli blaszki miażdżycowej jest mniej, jest  mniej stabilna. Jeśli krew płynie szybko (jak rwąca rzeka szerokim korytem), może spowodować jej oderwanie (zabranie z brzegu pojedynczego kamienia). Wówczas mieszając się z krwią, może uczestniczyć w tworzeniu mikroskrzepów przyczyniających się do rozwoju dużego skrzepu, który często doprowadza do zablokowania tętnicy. Kiedy dzieje się to szybko, nie ma czasu na wytworzenie (tak jak w przypadku „regularnej” miażdżycy) krążenia pobocznego. W wyniku nagle mocno ograniczonego przepływu, serce nie otrzymuje wystarczającej ilości tlenu, jego komórki zaczynają obumierać a ten cały jakże skomplikowany i arcyważny dla człowieka mechanizm, zawodzi. W klatce piersiowej pojawia się potężny miażdżący ból. Może też być ostry, przenikliwy, biegnący od lewej ręki do szyi a następnie aż do szczęki. Najsmutniejsze oczywiście jest to, że nie do wszystkich (w USA to aż 1.1 mln osób rocznie) pomoc dociera na czas. Mimo wręcz niewiarygodnie szybkiego rozwoju kardiochirurgii, ciągle zdarza się to w zbyt wielu przypadkach (1:3).

Zatem, co robić?

Dla uniknięcia takiego scenariusza na pewno trzeba solidnie przyłożyć się do zadbania o przyszłość swojego serca. Im wcześniej, tym lepiej. Tym lepiej, im bardziej radykalnie. Owszem, jednym ze sposobów na ratunek w sytuacjach awaryjnych jest tlen w kroplach (u nas OxyMax – pod warunkiem, że jest dosłownie pod ręką), ale warto pomyśleć o działaniach zdecydowanie bardziej długofalowych, …..  i co najważniejsze, konsekwentnych.

Z życzeniami serca jak dzwon, w absolutnie każdej sytuacji Dorota A. Madejska

PS

Na któryś z letnich wieczorów (jeśli dotąd nie było Ci dane obejrzeć) polecam dobry nie tylko dla serca, szwedzki, 8 lat temu nominowany do Oskara, film „Jak w niebie”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *